Cześć

Z przyczyn osobistych zawieszam bloga. Nie wiem kiedy wrócę. O ile kiedykolwiek do tego dojdzie. Na pewno nie zrezygnuję z podczytywania Waszych blogów.
Ten rok był naprawdę fantastyczny. Poznałam dzięki Wam masę różnych pisarzy, sięgnęłam po książki, które wcześniej nie wydawały mi się interesujące...
Ciężko mi było podjąć tę decyzję, ale nie zawsze robi się w życiu tylko to, na co ma się ochotę.

Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za te 12 miesięcy.
Penny Lane.

31 grudnia 2010

Podsumowanie roku 2010

W związku ze zbliżającym się Nowym Rokiem czas na krótkie podsumowanie. Będzie ono naprawdę krótkie, ponieważ będzie dotyczyć tylko tych książek, które przeczytałam od założenia bloga (czyli od sierpnia).  

  • Liczba przeczytanych książek - 36 (wszystkich 65).    


    • Liczba książek przeczytanych na miesiąc (średnio) - 5.

    • Najwięcej książek przeczytałam w sierpniu i wrześniu (po 8). 

    • Najmniej książek przeczytałam w grudniu (6).  

    • Najwięcej przeczytałam powieści kryminalnych (bo aż 13).   

    • Największe odkrycie to twórczość Fannie Flagg.   
    • Ilość kupionych książek: 23. 
    • Ilość wypożyczonych z biblioteki książek: 14


    • Najlepsze książki (ocena 6) to "Boże Narodzenie w Lost River" F. Flagg, "Harry Potter i więzień Azkabanu" J. K. Rowling i "Cierpkość wiśni" I. Sowy. Która z tych trzech najbardziej mi się spodobała? Ciężko stwierdzić, bo każda z nich ma swój niepowtarzalny urok i w każdej z nich coś innego mi się spodobało. "Boże Narodzenie w Lost River" pokochałam za ciepły klimat pełen przyjaźni, wspaniałych bohaterów i cudowny humor.  "Harry Potter i więzień Azkabanu" uwielbiam za Syriusza Blacka, wciągającą fabułę i za niesamowite postacie. No i magię! "Cierpkość wiśni" wielbię za niepowtarzalne poczucie humoru, zabawny styl pisania i niezwykłą historię. 
    • Najgorsze książki (ocena 1) to "Dom na Klifie" Moniki Szwai i "Cyfrowa Twierdza" Dana Browna. "Dom na klifie" znięchęcił mnie do siebie nudną, przewidywalną fabułą, irytującymi postaciami i denerwującym sposobem pisania (by nie rzec: grafomańskim).  "Cyfrowej Twierdzy" nie polubiłam przez nudną tematykę, przerysowane postacie, schematyczność (pod wieloma względami czułam się jakbym czytała "Kod Leonarda da Vinci" i moment w którym głucha osoba usłyszała upadek innej osoby ;-) 

    • Do jakich krajów zajrzałam w tym roku? Najwięcej razy odwiedziła USA, bo aż 12 razy. Po literaturę polską sięgnęłam 11 razy, angielską 8 razy, belgijską 2 razy a brazylijską i irlandzką tylko raz. Cóż, nie ma tu niestety różnorodności. 




    Postanowienia noworoczno-książkowe: 

    1) Więcej literatury faktu i popularnonaukowej!  
    2) Częściej sięgam po pisarzy innych niż amerykańscy, polscy i angielscy. 
    3) Postaram się czytać o minimum dwie książki więcej w ciągu miesiąca.
    4) Częściej sięgać po klasykę.  
    5) Częściej odwiedzać bibliotekę (czytaj: zdać się na szalony gust pani bibliotekarki ;P) 
    6) Zaoszczędzić trochę i w końcu zrobić większe zamówienie w jakiejś księgarni. 
      
                                                        *     *     * 


     
    A Wam życzę aby ten nadchodzący rok był lepszy niż ten odchodzący. Życzę Wam także, aby wszystkie Wasze plany czytelnicze się powiodły. No i aby zabawa Sylwestrowa była naprawdę udana!
      

    28 grudnia 2010

    Pan Stosik (a raczej Stos)

    W końcu aparat przestał na tyle strajkować, że mogłam zrobić zdjęcie stosikowi. 
    W skład niniejszego zbioru wchodzą prezenty jakie otrzymałam oraz moje pamiątki z wycieczki do Empiku ;-) 

    1. Lee Goldberg "Detektyw Monk i brudny glina" 
    2. Lee Goldberg "Detektyw Monk jedzie do Niemiec" 
    3. Lee Goldberg "Detektyw Monk w Opałach"  
    Uwielbiam zarówno serial "Detektyw Monk" jak i jego bohaterów (mam coś wspólnego z Adrianem ;)). Nad kupnem książek z jego przygodami zastanawiałam się od dłuższego czasu. Nie jestem pewna, czy kupno trzech naraz to był dobry pomysł - może się okazać, że te powieści nie dorastają serialowi do pięt (odpukać!). Ale póki miałam okazję i fundusze to postanowiłam zaszaleć.
    4. Joanna Chmielewska "Zbieg okoliczności" 
    5. Joanna Chmielewska "Krokodyl z Kraju Karoliny" 
    6. Joanna Chmielewska "Kocie worki" 
    7. Joanna Chmielewska "Całe zdanie nieboszczyka" 
    8. Joanna Chmielewska "Klin"  
    Zdaje sobie sprawę, że nie mam się czym chwalić. W porównaniu ze zbiorami Izabeli te moje kilka książek wypada żałośnie blado. Ale jednak... Nie planowałam zakupu wszystkich części i nie żałuję. Chmielewska pisze bardzo różnie - niektóre powieści są genialne, a inne moim zdaniem nie powinny ujrzeć światła dziennego. "Całe zdanie nieboszczyka" czytałam kilka lat temu, jednak tak mi się ta książka spodobała, że nawet się nie zawahałam nad jej kupnem.
    9. Grzegorz Brzozowicz "Cejrowski. Biografia"  
    Uff... Czytać, nie czytać... Oto jest pytanie! Biografie toleruję zazwyczaj tylko wtedy, gdy są wydane po śmierci osoby opisywanej. Poza tym wolę bardziej autobiografie. 
    10. Fannie Flagg "Boże Narodzenie w Lost River"  
     Nawet nie zastanawiałam się nad kupnem. W ogóle chcę mieć u siebie wszystkie książki Flagg. Na pewno często bym do nich wracała. A "Boże Narodzenie..." już przeczytałam
    11. Jarosław Kret "Moje Indie" 
    Za Kretem niezbyt przepadam. Ale ciekawi mnie, jak się sprawdził w roli pisarza. 
    12. Hugh Laurie "Sprzedawca broni"  
    Nareszcie mogę wykreślić tę książkę z mojej listy! :P Ogromnie się cieszę, że w końcu znalazła się na mojej półce. Nie mogę się doczekać, aż zacznę ją czytać.
    13. Szymon Hołownia "Monopol na zbawienie"  
    Nie czytałam jeszcze żadnej książki Hołowni. Jestem ciekawa, jaka jest ta lektura.
    14. Joanne Kathleen Rowling "Harry Potter i Czara Ognia"  
    Właśnie to czytam :)
    15. Joanne Kathleen Rowling "Harry Potter i Zakon Feniksa" 
    Szkoda, że w twardej okładce. Ale i tak się cieszę, że mam już V część serii.
      

    A poza tym to zachęcam wszystkich do odwiedzin nowego portalu internetowego o książkach - klik. A szczególnie do działu "CzytAnka", który prowadzi moja dobra internetowa koleżanka :)


    Teraz pytanie do Was. Przeczytalibyście biografię Cejrowskiego?


    26 grudnia 2010

    F. Flagg "Boże Narodzenie w Lost River"

    Fannie Flagg "Boże Narodzenie w Lost River" (2004) - powieść współczesna zagraniczna. Literatura amerykańska. 
    Wydawnictwo Literackie, 231 stron. 

    Z okładki: 

    "Jak myślicie: Co robi samotny, rozwiedziony mężczyzna, dysponujący bardzo skromnymi oszczędnościami i mający przed sobą zaledwie kilka miesięcy życia? 

    A. poddaje się smutkowi i przygnębieniu? 
    B. kupuje skrzynkę piwa jako jedyną osłodę tej ponurej sytuacji? 
    C. wyjeżdża do Lost River, małego miasteczka w Alabamie, poznaje jego nieco zwariowanych i sympatycznych mieszkańców, próbuje pomóc małej niepełnosprawnej Patsy oraz zaprzyjaźnia się z małym ptaszkiem o imieniu Jack i... czeka na cud? 

    Oswald, bohater książki Fannie Flagg, wybrał rozwiązanie C. (I zdradzę Wam sekret: To właśnie była najlepsza odpowiedź!!!). "  




    Książka ta jest moim drugim spotkaniem z Fannie Flagg. Kilka miesięcy temu przeczytałam "Smażone zielone pomidory" i zachwyciłam się do głębi tą pisarką. Przede wszystkim uwielbiam małe miasteczka (ale te książkowe bądź filmowe) i ich niepowtarzalny klimat. Flagg opisała go niezwykle interesująco i książka wciąga od pierwszych zdań. Ba! Nawet po skończeniu książki nadal czuję aurę tego miasteczka. Poza tym jej książka jest pełna ciepła, miłości i ludzkiej bezinteresowności, a moim zdaniem dzisiaj tego bardzo brakuje. Po prostu kocham to!  

    "Boże Narodzenie w Lost River" mnie nie zawiodło. Pokochałam mieszkańców tego miasteczka (choć raczej powinnam ją nazwać osadą, w końcu mieszkało tam 70 osób) od pierwszych rozdziałów. Czuję się tak, jakbym naprawdę ich znała. Pokochałam również ten niepowtarzalny klimat, pełen miłości, ciepła, zaufania i przyjaźni. Oddałabym chyba wszystko, by zamieszkać w takim miejscu i mieć za sąsiadów takich ludzi, z którymi można w spokoju dzielić swe sekrety, popłakać czy śmiać się do upadłego. Gdzie ludzie bez dziwnych spojrzeń akceptują wszelakie dziwactwa mieszkańców i nikt nie czuje się gorszy.  

    Książka opowiada o tym, że nigdy nie wolno tracić nadziei i przekreślać wszystkiego za jednym zamachem. Że zawsze może być lepiej i można zacząć życie od początku i nie ważne, czy ma się lat 20 czy 50. Na zmiany nigdy nie jest za późno. Czasem pozornie beznadziejne sytuacje mogą się odmienić i sprawić, że dzięki nim nasze życie będzie lepsze. Główny bohater właśnie dzięki temu odnalazł swe miejsce na ziemi i wszystko to, czego nieświadomie pragnął. 
         
    Jedyną rzeczą która mi się nie spodobała było zakończenie: za bardzo przesłodzone i zapisane w telegraficznym skrócie. Ale wybaczam to! 

    Dzięki książkom Fannie Flagg robi mi się ciepło na sercu, na me usta wkrada się szczery uśmiech a w oczach czasem pojawiają się łzy. Jej książki to taki wielki zastrzyk optymizmu i wiary w lepsze jutro.     

    Polecam Jej książki każdemu kto uważa, że życie jest beznadziejne, nic nie ma sensu i nigdy nie będzie lepiej. 


    Ocena: 6/6   

    A sobie i czytelnikom życzę, by odnaleźli kiedyś swoje własne Lost River. 

    P.S. Powinnam paść przed bibliotekarką, która poleciła mi "Smażone zielone pomidory" i dziękować jej. Bo gdyby nie ona, to pewnie dużo później odkryłabym niezwykłą twórczość Fannie Flagg.  
     
    P.S.2 Katarzyna przypomniała mi o tym, czego nie napisałam. Książka wbrew tytułowi nie jest stricte świąteczna - owszem, jest w niej o Bożym Narodzeniu i to święto ma pewne kluczowe znaczenie, jednak nie oczekujmy po niej opisów mrozów, śnieżyc (to Alabama!) i śpiewania kolęd ;-) Tego akurat w tej książce jak na lekarstwo.

    24 grudnia 2010

    Świątecznie


     
    Kochani! 


    Z okazji świąt Bożego Narodzenia pragnę Wam życzyć rodzinnego ciepła, uśmiechu na twarzy i radości w sercu. A ze spraw bardziej "przyziemnych" to życzę Wam znalezienia pod choinką wymarzonej książki dla siebie :)  

    Penny Lane

    A. Christie "Morderstwo w Boże Narodzenie"

    Agatha Christie "Morderstwo w Boże Narodzenie" (ale znana też jest pod tytułem "Boże Narodzenie Herkulesa Poirot") (1939) - powieść kryminalna. 
    Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 151 stron. 

    Z okładki: 

    "We wspaniałej rezydencji Gorston Hall zbiera się przed Bożym Narodzeniem cała rodzina bogatego Simeona Lee, złośliwego starca, tyranizującego otoczenie. W Wigilię Simeon Lee zostaje zamordowany - ktoś poderżnął mu gardło. Szef miejscowej policji prosi o pomoc w śledztwie bawiącego w okolicy Herkulesa Poirot. 

    Goście i domownicy Gorston Hall zachowują się podejrzanie. Poirot ma wątpliwości, czy wszyscy są naprawdę tymi, za których się podają. A motyw? Czy była to zemsta za wyrządzoną przed laty krzywdę? Czy zwyczajna chęć zysku? Strach? Nienawiść? Szare komórki małego Belga tym razem muszą się porządnie napracować." 


    Agatha Christie w dedykacji poświęca tę książkę swemu szwagrowi, Jamesowi. Pisze w niej: 
     "[...] Narzekałeś, że moje morderstwa stają się zbyt wyrafinowane, by nie rzec anemiczne. Pragnąłeś "solidnej, krwawej zbrodni". Takiej, co do której nie mogłoby być wątpliwości, że jest morderstwem! 
    To właśnie jest książka napisana specjalnie dla Ciebie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.[...]"   
    Gdyby Christie żyła, napisałabym do niej list i błagała, by powróciła do swoich "anemicznych" książek... 

    Kilka rzeczy w tej książce mi się nie podobało. Oto one... 
    Zakończenie było bardzo zaskakujące, ale sama powieść niezbyt mi się podobała. Przede wszystkim - w ogóle nie było w niej atmosfery świątecznej. Zazwyczaj książki Christie pełne są od opisów podwieczorków, śniadań czy wspólnych dyskusji między podejrzanymi. Nadaje to pewnego smaczku i szalenie miło czyta mi się taką książkę. Tego mi najbardziej zabrakło. 
    Drugą rzeczą, jaka w tej książce mi podpadła to pominięcie postaci Herkulesa Poirota. Zawsze interesowały mnie jego powiedzonka ("małe szare komórki" itd.) i celne uwagi. W "Morderstwo w Boże Narodzenie" Herkulesa Poirota prawie w ogóle nie ma! To znaczy niby jest, ale w ogóle nie odczułam jego obecności. Pod tym względem dość się zawiodłam. 
    Kolejnym elementem który wzbudził moje wątpliwości było wyjaśnienie morderstwa. Było ono naprawdę zaskakujące, ale wyjątkowo naciągane i nie jestem do niego przekonana. Nawet pewien element zakończenia odgadłam już w połowie książki, ale nie było to zbyt trudne.  

    Oczekiwałam czegoś lepszego - świątecznej atmosfery i Herkulesa Poirot. Trochę się zawiodłam. Ale to przecież Christie! ;-)  

    Ocena: -4/6 

    20 grudnia 2010

    S. King "Cztery pory roku: Metoda oddychania"

    Stephen King "Cztery pory roku" (1982) - zbiór nowel; thriller, horror. 
    Wydawnictwo Albatros, 61 stron (nowela).  




    Z okładki: 

    "Emlyn McCarron opowiada historię niezwykłego porodu, jaki przed laty odebrał w Wigilię Bożego Narodzenia. Porodu, który zaczął się śmiercią pacjentki w wyjątkowo drastycznych okolicznościach... "  




    "Metoda oddychania" jest czwartą i zarazem ostatnią minipowieścią z książki "Cztery pory roku". Czeka mnie jeszcze jednak Opowieść na Wiosnę, czyli "Skazani Na Shawshank". 

    Tak naprawdę "Metoda oddychania" to opowieść w opowieści. David Adley zostaje zaproszony przez swego pracodawcę do pewnego tajemniczego "klubu", w którym panuje dziwna atmosfera. Można w nim wypić szklankę brandy, poczytać jakąś książkę z niezliczonego zbioru lektur czy podyskutować z innymi "członkami". Wszystko jest w nim tajemnicze. Ale pod koniec każdego spotkania jeden z "bywalców" opowiadała wybraną przez siebie historię. W dzień poprzedzający Święto Dziękczynienia swoją opowieść zaczyna Emlyn McCarron, emerytowany lekarz... 

    Mimo że niestety wiedziałam, jakie mniej-więcej będzie zakończenie, czytanie tej noweli było dla mnie dużą przyjemnością. Pochłonęłam ją chyba w dwie godziny.  

    Zauważyłam, że "Metodzie oddychania" czytelnicy dają bardzo niską notę. Dla mnie osobiście to chyba najlepsza część z "Czterech pór roku". Momentami przerażająca i czasami ciarki przebiegały mi po plecach. Chociaż zdarzały się momenty, które miały wywołać w czytelniku grozę, a ja się śmiałam wniebogłosy. 
      

    Jestem pozytywnie zaskoczona. Po komentarzach dotyczących tej noweli oczekiwałam jakiegoś gniotu. Na szczęście moje obawy były bezpodstawne.

    Ocena: -5/6

    12 grudnia 2010

    H. Coben "Ostatni szczegół"


    Harlan Coben "Ostatni szczegół" (1999) - powieść sensacyjno-kryminalna  
    Wydawnictwo Albatros, 389 stron. 

    Z okładki: 

    "Nie mógł przewidzieć, że zakocha się w dziewczynie, którą miał chronić. Ani zapobiec jej zabójstwu. Dręczony wyrzutami sumienia, ucieka na karaibską wyspę. Tam odnajduje go przyjaciel Win. Wspólniczka Bolitara, Esperanza Diaz, została aresztowana pod zarzutem zamordowania słynnego bejsbolisty, Clu Haida. Kobieta nie chce składać wyjaśnień, milczy jak zaklęta. Myron nie wierzy w winę przyjaciółki – pomimo iż wskazują na nią liczne poszlaki: krew oraz broń znalezione w biurze i samochodzie, kłótnia z Clu krótko przed jego śmiercią. 

    Czy śmiertelny wypadek, jaki Haid spowodował przed dwunastoma laty, ma związek z jego zabójstwem? Dlaczego ktoś celowo wpędzał go w depresję, fałszując wyniki kontroli antydopingowej? Co ma z tym wszystkim wspólnego Esperanza?"  



      
    "Ostatni szczegół" jest moim drugim spotkaniem z twórczością Cobena i z Myronem Bolitarem, głównym bohaterem. Wcześniej czytałam "Obiecaj mi". Ale na porównanie musicie trochę poczekać.  

    Zacznę od tego, że serdecznie nie cierpię głównego bohatera, czyli Myrona Bolitara. Wbrew pozorom jest to ciapa i ciepła klucha. Gdyby nie jego znajomi już dawno ktoś by zabił. Co chwilę ktoś go ratuje z opresji (albo szczęśliwy przypadek albo znajomy).   

    Czego jest najwięcej w książkach Cobena? Mordobicia. Leją się równo i prawie w każdym rozdziale. Oczywiście z każdego starcia Myron wychodzi bez szwanku (no bo co to jest, rozbita głowa czy poharatany brzuch? phi! nasz bohater sobie ze wszystkim poradzi!). Dzięki komu? Dzięki szczęśliwemu przypadkowi lub/i dzięki Winowi. Pod tym względem Myron przypomina mi takiego chłopaczka, co wygraża pięścią na prawo i lewo a jak przychodzi co do czego to chowa się za maminą spódnicę albo straszy starszym bratem. 

    Za to uwielbiam Windsora Horne'a Lockwooda Trzeciego, czyli Wina. Może i świr. Może i przeraża. Ale jest to tak zabawna i sympatyczna postać, że Myron przy niej to jakiś robaczek, co drepcze sobie środkiem jezdni. Win ma mnóstwo zabawnych tekstów i wiele razy wybuchałam śmiechem przy jego kwestiach.  

    Nie podobają mi się też tak bardzo przerysowane postacie, ich charaktery i sposób bycia. Jest to tak jaskrawe, że aż oczy bolą. 

    Co do samej książki... Bardzo się zawiodłam. Zero akcji. Zero napięcia. Tak naprawdę nic się w tej książce nie dzieje. Rozwiązywanie zagadek wcale nie zrobiło na mnie wrażenia. Pewnie za kilka dni o niej zapomnę. 

    Ze względu na postać Myrona postanowiłam, że przeczytam tylko książkę "Bez śladu" i więcej już nie sięgam po lektury z Bolitarem w roli głównej.  

    Ale "Obiecaj mi" mogę polecić z czystym sumieniem.


    Ocena: -4/6 
    Ale to tylko dzięki Winowi!

    6 grudnia 2010

    K. Grochola "A nie mówiłam!"




    Autor: Katarzyna Grochola
    Tytuł: A nie mówiłam!
    Kategoria: literatura piękna
    Gatunek: literatura współczesna polska
    Forma: powieść
    Rok pierwszego wydania: 2006
    Wydawnictwo: W.A.B
    Stron: 365 
    Ocena: +4/6 




    Z okładki: 


    "Czego potrzeba do szczęścia kobiecie oprócz czarnych spodni, czarnego swetra i mężczyzny? 

    Spokoju, ale żeby nie było nudno, 
    rad, ale żeby się nikt nie wtrącał, 
    wina, ale żeby nie było kaca, 
    czułości, ale żeby bez przesady, 
    pracy, ale żeby codziennie? 
    podróży, ale żeby nie samolotem, 
    dobrych sąsiadów, ale żeby bez chomika, 
    dziecka, ale żeby bez kłopotów, 
    no i konsekwencji, ale żeby bez konsekwencji... 

    Jednym słowem, jak nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o miłość. 
    Judyta też jest tego zdania. Całkiem jak ja. 

    Katarzyna Grochola 

    [Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006]" 


    3 grudnia 2010

    L. J. Braun "Kot który poruszył górę"





    Autor: Lilian Jackson Braun
    Tytuł oryginalny: The Cat Who Moved A Mountain
    Język oryginalny: angielski
    Tłumacz: Iza Rosińska
    Kategoria: literatura piękna
    Gatunek: kryminał
    Forma: powieść
    Rok pierwszego wydania: 1991
    Rok pierwszego wydania polskiego: 2008
    Wydawnictwo: Elipsa
    Stron: 206
    Ocena: 4/6  
      


    Z okładki: 


    "Po pięciu latach skomplikowanych formalności prawnych Qwilleran oficjalnie dziedziczy fortunę Klingenschoenów. Przytłoczony bogactwem postanawia wyjechać na czas letnich wakacji w odległe góry, aby odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań. Wraz z Koko i Yum Yum - parą rezolutnych i pełnych wdzięku kotów syjamskich - zamieszkuje w wielkim posępnym domu, położonym na najwyższym szczycie malowniczego pasma górskiego. 

    Odosobnienie, złowieszcza atmosfera dawnego pensjonatu, tajemniczy świetlisty krąg widziany z oddali, nieprzekonujący wyrok w sprawie morderstwa wpływowego wydawcy miejscowej gazety oraz słynne i nadzwyczajne interwencje Koko - wszystko to sprawi, że Qwilleranowi przyjdzie odpowiedzieć na dużo więcej pytań, niż to sobie zaplanował. Na szczęście przepiękna górska sceneria sprzyja rozmyślaniom... 

    [Elipsa, 2008]" 


    1 grudnia 2010

    Wyniki z listopadowej ankiety

    Wyniki z ostatniej ankiety są następujące: 

    Książką, która otrzymała najwięcej głosów i co za tym idzie - została książką października - jest "Ciało" Stephena Kinga. 
      
    Odwiedzających zapraszam do wzięcia udziału w nowej ankiecie