Cześć

Z przyczyn osobistych zawieszam bloga. Nie wiem kiedy wrócę. O ile kiedykolwiek do tego dojdzie. Na pewno nie zrezygnuję z podczytywania Waszych blogów.
Ten rok był naprawdę fantastyczny. Poznałam dzięki Wam masę różnych pisarzy, sięgnęłam po książki, które wcześniej nie wydawały mi się interesujące...
Ciężko mi było podjąć tę decyzję, ale nie zawsze robi się w życiu tylko to, na co ma się ochotę.

Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za te 12 miesięcy.
Penny Lane.

31 stycznia 2011

"Detektyw Monk i brudny glina" L. Goldberg

Lee Goldberg "Detektyw Monk i brudny glina" (2009) - powieść kryminalna. 
Wydawnictwo Rebis, 335 stron. 


Gdy jakiś serial zdobywa dużą popularność, jego twórcy zwykle chcą to wykorzystać i wypuszczają wtedy na rynek setki różnych gadżetów. Jest ich tak wiele, że nie ma sensu ich tu teraz wymienić. Tak samo stało się z serialem "Detektyw Monk". Jego scenarzysta, Lee Goldberg, napisał kilka książek o przygodach genialnego detektywa.   


Serial ten po raz pierwszy obejrzałam około 3 lat temu i natychmiast pokochałam. Uwielbiam te dialogi, postacie, humor no i samego Adriana Monka! Chociaż zdaję sobie sprawę, że pewnie w realnym życiu zwariowałabym, przebywając z taką osobą ;-) 


W książce tej Monk w skutek cięcia w wydatkach traci pracę w Departamencie Policji San Francisco. Jednak razem ze swoją agentką zostają zatrudnieni w prywatnej firmie detektywistycznej. Niestety przyjaciel Monka który jest kapitanem Policji zostaje aresztowany pod zarzutem morderstwa. Wszystkie dowody przemawiają przeciwko niemu, ale nie powstrzymuje to Adriana od uratowania swojego kolegi z opresji... 
  
Mamy wszystko to, co jest w serialu - zabawne dialogi (przy których niejednokrotnie wybuchałam śmiechem), zaskakujące wydarzenia i wciągającą fabułę. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ nie oczekiwałam od tej książki tak wiele. Po prostu bardzo ostrożnie podchodzę do książek napisanych na podstawie filmu/serialu. Moja obawa w stosunku "Detektywa Monka..." była zupełnie nieusprawiedliwiona i z wielkim entuzjazmem czekam aż sięgnę po kolejną książkę opowiadającą o losach obsesyjno-kompulsywnego detektywa. 
 
Ocena: -5/6

28 stycznia 2011

"Czarna kawa" A. Christie

Agatha Christie "Czarna kawa" (1934) - powieść kryminalna.  
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 133 strony. 

Sir Claud Amory jest światowej sławy naukowcem i bogaczem, który opracował wzór na nowy i śmiercionośny materiał wybuchowy. Pewnego dnia kontaktuje się on z detektywem Poirot. Prosi go, aby przybył do jego rezydencji, ponieważ wydaje się mu, że ktoś z domowników próbuje mu wykraść wzór. Niestety słynny detektyw przybywa za późno - naukowiec umiera otruty, a koperta z cennym wzorem ginie...  


Ta książka jest dość... dziwna. Zapewne jest tak ponieważ "Czarna kawa" została napisana w formie sztuki i wystawiano ją na scenie. Potem została przerobiona na powieść przez Charlesa Osborne'a. Ogólnie to w stylu pisania nie różni się za bardzo od powieści napisanych ręką Agathy Christie, jednak kilka rzeczy mi się nie pasowało. Po przeczytaniu książki czułam spory niedosyt, który towarzyszy mi do teraz. Brakuje mi czegoś w tej powieści. Mogłaby chyba być odrobinę dłuższa. Nie obraziłabym się też, gdyby więcej uwagi poświęcono rozwiązywaniu zagadki. 
Na nudę jednak nie można narzekać - co chwilę dowiadujemy się czegoś nowego, co tylko wznieca apetyt na przeczytanie całej książki.  
Na pewno nie najlepsza, ale warta jest przeczytania.

Ocena: -5/6

25 stycznia 2011

"Nieznane przygody Mikołajka" R. Goscinny, J. Sempe

René Goscinny, Jean Jacques Sempé "Nieznane przygody Mikołajka" (2009) - literatura dziecięca/młodzieżowa.  
Wydawnictwo Znak, 183 strony. 


W skład tej książki wchodzi dziesięć niepublikowanych wcześniej historyjek opowiadających o Mikołajku i jego przyjaciołach, znalezionych w archiwach Goscinnego. Jak zwykle zostały one przyozdobione wspaniałymi rysunkami Sempego, stworzonymi specjalnie na tę okazję. 


Pierwszą książkę o Mikołajku dostałam chyba na 9. urodziny. I im jestem starsza tym bardziej podobają mi się jego przygody! Są niezwykle zabawne i miłe w czytaniu.  
Jestem ogromnie zachwycona "Nieznanymi przygodami Mikołajka". To niezawodne lekarstwo na kiepski humor, ale też wspaniałe zajęcie na wieczór. Uwielbiam rysunki przedstawiające Mikołajka i jego paczkę - są bardzo zabawne i takie "mikołajkowate".


Wprawdzie Mikołajek ma już 50 lat, ale sądzę, że czas mu jest niestraszny i jeszcze przez wiele lat będzie bawił czytelników - tych małych i tych dużych. 


Polecam! 

A sama mam zamiar skompletować wszystkie książki opowiadające o Mikołajku. 


Ocena: 6/6

24 stycznia 2011

"Dziewczyna z pomarańczami" J. Gaarder

Josten Gaarder "Dziewczyna z Pomarańczami" (2004) - literatura dziecięca/młodzieżowa.
Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & Co, 179 stron. 



Obawiałam się trochę czytania tej książki. Na szczęście moje obawy były bezpodstawne. Jednak w przyszłości na pewno jeszcze raz przeczytam "Dziewczynę z pomarańczami" dla pewnego eksperymentu.


Pewnego dnia 15letni Georg znajduje zaadresowany do siebie list. Niby nic w tym dziwnego. Jednak okazuje się że wiadomość ta została napisana przez jego ojca który umarł, gdy chłopiec miał 3 lata. List opowiada niezwykłą i wzruszającą historię pewnej miłości oraz zadaje pytania dotyczące śmierci i istnienia... 


Jest to bardzo niezwykła i nieszablonowa powieść. Prosta ale zaskakująca fabuła sprawa, że wprost ciężko się oderwać od lektury. Czytanie jej zajęło mi niewiele czasu, jednak trochę długo ją "przetrawiałam". Autor zadaje nam pytania, zachęcając równocześnie do odpowiedzenia na nie i do refleksji. 


Autor listu do Georga zwraca się bezpośrednio do czytelnika, co wciąga w powieść jeszcze bardziej i czułam się tak, jakbym to ja była tym 15letnim chłopcem. Taki sposób pisania bardzo mi odpowiada. Jest bardziej osobisty, prywatny i nawet w pewien sposób intymny.  

Polecam ją każdemu a szczególnie tym, którzy często wątpią w sens życia.


Aha, niech nie myli Was napis na okładce - "powieść dla młodzieży o miłości i śmierci". Ta książka należy do tego grona lektur po które się sięga bez względu na wiek.  

Ocena: 6/6

21 stycznia 2011

"Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa" C. S. Lewis

Clive Staples Lewis "Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa" (1950) - literatura dziecięca/młodzieżowa, fantasy. 
Wydawnictwo Media Rodzina, 181 stron. 


Ekranizację tej powieści oglądałam kilka lat temu, jednak dopiero niedawno w mojej głowie zakiełkowała myśl, by sięgnąć po książkę. 


Głównymi bohaterami powieści jest czwórka rodzeństwa: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja. Podczas wojny zostają wysłani z Londynu na wieś, aby uniknąć nalotów bombowych. Mieszkają w ogromnym domu pewnego Profesora. Pewnego dnia Łucja odkrywa, że stara szafa prowadzi do dziwnej krainy, w której rządzi zła królowa i zawsze jest zima... 


Książkę czyta się bardzo szybko, dużo się i dzieje i nie można narzekać na nudę. Ciężko mi ją jednak ocenić, ponieważ jak już wcześniej pisałam, oglądałam film.  

Nie do końca spodobał mi się sposób pisania - zbyt prosty i trochę tak jakby infantylny, chociaż młodzi bohaterowie wydawali mi się trochę aż za bardzo dojrzali i poważni. Do gustu nie przypadł mi także sposób, w jaki narrator się wypowiadał. Z góry uprzedzał i oblewał kubłem zimnej wody czytelników poprzez m.in. takie zdania: "Tak zaczyna się ta opowieść". Po prostu traktował tą historię jako 100% fikcję i często o tym przypominał. Nie spodobało mi się to. Nie lubię gdy ktoś tak ingeruje w fabułę. 


Zdziwiło mnie też trochę, że dla bohaterów wszystkie dziwne rzeczy, które miały miejsce w Narnii (np. rozmawianie z bobrem) było dla nich oczywiste i naturalne i w ogóle się tym nie dziwiły. Ale może to jest właśnie ta cecha dzieciństwa, którą z wiekiem tracimy?... 

Ogólnie książka oceniam raczej na plus, chociaż kilka rzeczy mi nie przypadło do gustu. Jednak moja prawdziwa przygoda z Narnią zacznie się dopiero wtedy, gdy zacznę czytać drugi tom - po prostu wiedziałam, jak co się skończy i nie czułam żadnego zaskoczenia. Dlatego pewnie jestem taka czepialska w stosunku do niej. Gdybym nie oglądała filmu, moja opinia na pewno byłaby inna ;-) 

Ocena: 4/6

17 stycznia 2011

"Mąż" D. Koontz

Dean Koontz "Mąż" (2006) - powieść sensacyjna. 
Wydawnictwo Albatros, 381 stron. 



Głównym bohaterem książki jest młody ogrodnik, Mitch Rafferty. Pewnego dnia w trakcie pracy dzwoni do niego telefon. Zgłaszają się do niego porywacze, którzy żądają od niego 2 miliony dolarów za odzyskanie małżonki, którą uprowadzili z mieszkania. Jak młody i biedny ogrodnik zdobędzie 2 miliony dolarów w ciągu 60 godzin?... 

To moje drugie spotkanie z Deanem Koontzem. Poprzednia książka ("Fałszywa pamięć") była dość przeciętna, a momentami nawet irytująca. Tym razem jest troszkę lepiej. 

Przede wszystkim o wiele lepiej i szybciej mi się czytało. Powieść od pierwszych stron zaczyna interesować. Nie brak w niej było zaskakujących sytuacji. Ogólnie rzecz ujmując, były w niej chyba wszystkie cechy powieści sensacyjnej. Nadszedł jednak taki moment, w którym odechciało mi się czytać, a Koontza miałam za grafomana. Otóż w tej książce była identyczna scena, jak w "Fałszywej pamięci"! Ta sama pora, prawie to samo miejsce... Tylko inne postacie, które charakterologicznie wcale się nie różniły. Czyżby panu Koontzowi zabrakło pomysłu na fabułę i posługiwał się pewnym schematem? Wydaje mi się to bardzo możliwe. Po prostu poczułam się oszukana tym "numerem" i trochę zniesmaczona. Na pewno przez to nie uważam go za króla powieści sensacyjnych ani nikogo innego podobnego pokroju... 

Nie spodobało mi się również zakończenie, które było takie same jak w "Fałszywej pamięci". A jakie było konkretnie? Tego Wam nie zdradzę, przekonajcie się sami!


Znów mogło być lepiej. Szkoda, że nie było, bo gdyby Koontz pokierował losem bohaterów w inny sposób, mogłaby być z tego naprawdę fajna powieść sensacyjna.

Ocena: -4/6 


PS. A "Ostatnich drzwi przed niebem" (trzecia i ostatnia książka Koontza, którą wypożyczyłam) na razie na pewno nie przeczytam. Jestem trochę zmęczona jego pisaniem i chyba samobójstwem byłoby sięganie teraz po kolejną jego książkę. W każdym razie za jakiś czas postaram się ją przeczytać.

14 stycznia 2011

"Sprawa nerwowej żałobniczki" E. S. Gardner

Erle Stanley Gardner "Sprawa nerwowej żałobniczki" (1951) - powieść kryminalna. 
Wydawnictwo Dolnośląskie, 155 stron.
  
We wrześniu czytałam pierwszą książkę tego autora - "Sprawę niebezpiecznej wdówki". Powieść mnie kompletnie nie zachwyciła, a Perry Mason irytował swoją osobą. Podczas ostatniej wizyty w bibliotece sięgnęłam po "Sprawę nerwowej żałobniczki", ponieważ chciałam dać Gardnerowi drugą szansę. I nie żałuję... 


Główną bohaterką książki jest Belle Adrian, wdowa i nadopiekuńcza matka. Podczas bezsennej nocy rozmyśla o swojej córce, która przebywa w domu Arthura Cushinga, bogatego i znienawidzonego przez mieszkańców kawalera. Gdy nagle słyszy strzał i krzyk młodej kobiety dochodzący z rezydencji Cushinga, wybiega w zimową noc aby odnaleźć córkę. Gdy dociera na miejsce okazuje się, że córki tam nie ma, Cushing nie żyje a na podłodze leży lusterko, które należy do jej córki. Pani Adrian pewna, że to jej córka zamordowała bogatego kawalera, usuwa wszystkie ślady obecności Carlotty w mieszkaniu i zgłasza się do Perry'ego Masona, by oczyścił ją z zarzutów... 


Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą lekturą. Wciągająca fabuła i interesujące postacie były na tyle dobre, że ciężko było mi się oderwać od tej książki. A takiego rozwiązania się kompletnie nie spodziewałam! No i Mason nie był tak irytujący jak poprzednio.


Cieszę się, że dałam Gardnerowi drugą szansę, bo ta książka naprawdę mi się spodobała. Wiadomo, że nie jest to samo co twórczość Christie, ale warto to przeczytać. Na pewno sięgnę po inne jego książki.
 


Ocena: +4/6   

PS. Dałam tej książce czwórkę z mocnym plusem, bo mimo wszystko jakoś ocena pięć nie wydaje się odpowiednia.

12 stycznia 2011

"Fałszywa pamięć" D. Koontz

Dean Koontz "Fałszywa pamięć" (1999) - powieść sensacyjna, thriller. 
Wydawnictwo Świat Książki, 571 stron. 


Coraz częściej napotykałam się na nazwisko Koontza na różnych forach i blogach poświęconym książkom, więc postanowiłam sprawdzić, czy jest on tak dobry, jak o nim się pisze. 


Na pierwszy ogień poszła "Fałszywa pamięć". Na początku pierwszego rozdziału poznajemy główną bohaterkę, Martine Rhodes, która podczas spaceru ze swoim psem doznaje dziwnego uczucia niepokoju i strachu. W tym samym czasie jej mąż, Dusty, próbuje odciągnąć swojego brata od próby samobójczej, a koleżanka głównej bohaterki walczy ze swoją agorafobią. Z czasem te cztery osoby zaczynają łączyć dziwne zjawiska i przypadki. Jeden z bohaterów wpada w atak paniki i chowa przed sobą wszystkie ostre narzędzia, a inna postać doznaje dziwnego uczucia - gubi się w czasie... 


Na początku ciężko było mi przebrnąć przez rozdziały. Niby styl pisania bardzo przystępny a fabuła znośna, ale było w tym coś takiego, że niechętnie brałam do rąk tę książkę. Na szczęście zacisnęłam zęby i zabrałam się za czytanie. Z czasem akcja zaczęła zaskakiwać i nabierać tempa. Byłam zadowolona, że przełamałam się do tej książki, bo naprawdę zaczęła mi się ona podobać i czytanie jej było ogromną przyjemnością. Do czasu... Niestety w pewnym momencie "coś" się zepsuło. Nie jestem pewna, co to dokładnie było. Może Autor nie miał pomysłu na kontynuację? Może zniknęła mu motywacja? W każdym razie z całkiem dobrego thrillera zrobiła się powieść sensacyjna z wątkiem thrillera a nawet science fiction. Od tego momentu zaczęły razić mnie w oczy nieprawdopodobne przypadki i sposób, w jaki główni bohaterowie odgadywali zagadki. Ten drugi element kompletnie rozwalił mnie na łopatki i w pewnym momencie odechciało mi się czytać. Postacie musiały chyba być potomkami Holmesa, Poirota, Marple czy Columba, by wpaść na prawidłowe rozwiązanie zagadki. Bohaterowie nigdy się nie mylili i przypominali bardziej nieustraszonych herosów niż zwykłych zjadaczy chleba.  

Poza tym momentami "Fałszywa pamięć" przypominała mi tasiemiec, jakich pełno teraz w telewizji. Dokładanie nowych postaci i wątków, jakby chciało się przedłużyć żywotność książki i zainteresować czytelnika. Przeszkadzało mi też wodolejstwo - gdyby poucinać niepotrzebne opisy, książka mogłaby być krótsza o 150 stron.


Szkoda, że Koontz nie wykorzystał potencjału "Fałszywej pamięci" i zrobił to, co zrobił. Mogło być zdecydowanie lepiej, gdyby nie obdarzał bohaterów super mózgiem, któremu nie straszne żadne zagadki i przeciwności losu.    


Teraz poważnie się zastanawiam, czy czytać pozostałe książki Koontza, które wypożyczyłam z biblioteki ("Mąż" i "Ostatnie drzwi przed niebem"). Jestem trochę zmęczona jego pisaniem. Trudno oceniać autora po jednej książce. Jest to niesprawiedliwe i często krzywdzące, dlatego chyba postaram się przebrnąć przez jeszcze jedną jego książkę.


Ocena: +3/6 

5 stycznia 2011

Spełniam noworoczne postanowienia, czyli biblioteczny stosik

Rok 2011 zaczął się u mnie dość pracowicie i obiecująco. Wykonałam już w pewnym ułamku dwa punkty z moich noworocznych postanowień, czyli częstsze sięganie po klasykę i czytanie więcej książek (w tym miesiącu przeczytałam już dwie książki i uważam to za dobry wynik ;)). Nadszedł czas na spełnienie postanowienia numer 5, czyli odwiedzanie biblioteki. Nie udało mi się wypożyczyć wszystkich książek, na które miałam oko - niektóre zostały wypożyczone, niektórych nie ma w ogóle :-( 

Oto stosik!     



1. Erle Stanley Gardner "Sprawa nerwowej żałobniczki" Dam panu Gardnerowi jeszcze jedną i ostatnią szansę, by mnie przekonać. 
2. Clive Staples Lewis "Opowieści z Narni: Lew, czarownica i stara szafa" Film widziałam, książki nie czytałam. Czas nadrobić zaległości. 
3. Josten Gaarder "Dziewczyna z pomarańczami" To akurat propozycja bibliotekarki. Trochę się obawiam tej lektury, chociaż sama nie wiem dlaczego.
4. Dean Koontz "Mąż" 
5. Dean Koontz "Fałszywa pamięć" 
6. Dean Koontz "Ostatnie drzwi przed niebem" 
3x Koontz ;-) Tyle już czytałam/słyszałam zachwytów na temat jego twórczości,  że postanowiłam sprawdzić, czy są one sprawiedliwe. Zauważyłam również, że porównuje się go często ze Stephenem Kingiem, którego uwielbiam. Jeszcze dziś się przekonam, czy te zachwyty nie są zbyt przesadzone. 

W niektórych przypadkach zdałam się całkowicie na gust bibliotekarki. Mam nadzieję, że nie było to błędem ;-) 
Zastanawiam się tylko, czy "nie przejem" się za bardzo Koontzem... W każdym razie postaram się nie czytać jego książek jednym ciągiem. 

3 stycznia 2011

"Malowany welon" W. Somerset Maugham

William Somerset Maugham "Malowany welon" (1935) - powieść klasyczna. 
Wydawnictwo Świat Książki, 286 stron. 


"Lata 20. ubiegłego wieku. Piękna, próżna Kitty bierze ślub z bakteriologiem Walterem Fane'em. Małżonkowie wyjeżdżają do Chin. Kitty, rozczarowana swoim związkiem, wdaje się w romans z Charlesem Townsendem. Walter odkrywa zdradę i podejmuje dramatyczną decyzję - Kitty musi towarzyszyć mu na placówce w chińskiej prowincji, w której panuje epidemia cholery. W tym niezwykłym miejscu kobieta powoli i boleśnie uczy się prawdziwie kochać. Czy uda jej się odkupić winy i zaznać szczęścia?"  


Ekranizację tej powieści oglądałam w ubiegłym roku i zachwyciła mnie ona dogłębnie. Wspaniała obsada (główną rolę zagrał mój ulubiony aktor, Edward Norton, który spisał się wyśmienicie; również Naomi Watts mi się spodobała), genialna muzyka i cudowny scenariusz oraz reżyseria. Film mnie porwał i długo byłam nim zauroczona. Kilka tygodni później kupiłam książkę na podstawie której nakręcono film i dopiero przedwczoraj zaczęłam ją czytać. Ekranizacja tak mi zapadła w pamięć, że ta recenzja będzie w pewnym sensie porównaniem tych dwóch dzieł.     

Film koncentrował się przede wszystkim na stosunkach łączących Kitty z Walterem i Charlesem. W książce natomiast postać męża głównej bohaterki dość pominięto i w pamięci/sercu Kitty nie odgrywał on chyba tak dużej roli, jak przedstawiono to w ekranizacji. Skupiając się jeszcze na Walterze muszę wspomnieć, czytając lekturę przez cały czas miałam wrażenie, że bakteriolog okaże się nie do końca normalnym człowiek. Było coś niepokojącego w jego postaci. 


Następną rzecz o której napiszę jest postać Kitty. Właściwie to od niej powinnam zacząć, ponieważ jest ona główną bohaterką... I w filmie i w książce Kitty jest głupiutka, egocentryczna i trochę rozpieszczona.   Ta filmowa główna bohaterka była jednak zdecydowanie bardziej sympatyczna i ludzka. Książkowa Kitty wbrew pozorom okazała się naprawdę głupia i niczego się nie nauczyła.
 
Teraz skupię się na Charlesie, za którym nie przepadam. Ten książkowy pan Townsend był bardziej irytujący, próżny i egoistyczny niż ten filmowy. Uważam że wybranie Lieva Schreibera (na zdjęciu obok) na rolę Townsenda było dobrym posunięciem.  

Ogólnie wybór aktorów uważam za bardzo udany - zgadzali się oni pod względem charakteru i wyglądu.  


A film tak naprawdę dotyczy pewnego epizodu z życia Kitty i wiele wątków usunięto/zmieniono. Ekranizacja mnie zauroczyła. Jest przepiękna i wprost niesamowita! Oglądałam ją kilka razy i zawsze tak samo mnie zachwyca. Bywały momenty że ogromnie było mi żal Kitty i chciało mi się płakać. Był to jeden z nielicznych filmów, który zrobił na mnie aż takie wrażenie.


Natomiast książka wypada dość blado i żałośnie. Mimo że czasami nie można narzekać na brak akcji w porównaniu z filmem lektura ta jest dość mdła i mało interesująca. Postacie wydają się czasem w swym zachowaniu głupie i pozbawione logiki, a zakończenie wygląda tak, jakby Autor nie miał pomysłu na fajne skończenie powieści.


Mam pewną regułę - pierwsze książka, a potem ekranizacja. A jak wiadomo, od każdej reguły jest wyjątek. I w tym przypadku wyjątkiem jest właśnie "Malowany welon". Nie żałuję, że pierwsze oglądałam film. Gdybym pierw przeczytała książkę, pewnie byłabym zawiedziona i rozzłoszczona filmem. 

Ciężko mi trochę ocenić tę książkę. Za każdym razem podczas czytania jej w mojej głowie pojawiała się scena, którą widziałam w filmie i nie ułatwiało mi to wydania oceny. Myślę jednak, że moja nota będzie neutralna. 


Ocena: -4/6 


PS. Myślę że w pewnym ułamku udało mi się spełnić noworoczno-książkowe postanowienie numer 4, czyli "częściej sięgać po klasykę" ;)

1 stycznia 2011

"Harry Potter i Czara Ognia" J. K. Rowling


Joanne Kathleen Rowling "Harry Potter i Czara Ognia" (2000) - powieść dziecięca/młodzieżowa, fantasy.  
Wydawnictwo Media Rodzina, 766 stron. 


Serię o przygodach młodego czarodzieja zaczęłam czytać dopiero w ubiegłe wakacje. Dość późno się za to zabrałam, ale to nie szkodzi, bo "Harry Potter..." należy do tego grona lektur po które się sięga nie patrząc na własny wiek.  

Ekranizację niestety już kiedyś oglądałam, dlatego rzadko kiedy czułam zaskoczenie w trakcie czytania czwartej części przygód młodego czarodzieja. Jednak bywały momenty gdy tak się wczułam fabułę, że zaciskałam kciuki, by Harry'emu się powiodło.  

Tutaj pozwolę sobie na porównanie książki i filmu. Otóż niemało się zdziwiłam przy rozdziałach dotyczących Turnieju Trójmagicznego. Zadania w filmie przedstawiono niezwykle brutalnie i strasznie, a cały Turniej emanował niezwykłą mocą. W książce natomiast nie ma tej agresji ani krwi, której w ekranizacji nie brakuje. A uczestnicy podchodzą do turnieju raczej "na luzie". 

Im bardziej się zbliżam do końca serii tym bardziej zaczyna się robić strasznie. W trakcie czytania niektórych fragmentów poczułam na sobie gęsią skórkę i naprawdę się przeraziłam.  

Harry Potter w tej części ma 14 lat i w tym wieku chłopcy zazwyczaj zaczynają interesować się dziewczynami. Zdaję sobie z tego sprawę, jednak te wszystkie wątki dotyczące szkolnych miłostek i zauroczeń (których wcale nie było dużo) nie do końca mi się spodobały. Mam nadzieję, że w piątej części Rowling za bardzo z nimi nie zaszalała. Bo w tej części Autorka wyskoczyła z nimi trochę jak Filip z konopi.  


Chyba największą wadą książki była scena kulminacyjna - potwornie mi się wlokła i było więcej paplaniny niż czynów. Niby w poprzednich częściach było podobnie, jednak dopiero teraz zaczęło mi to troszkę przeszkadzać. 

Z bardziej "technicznej strony" to nie spodobało mi się to tłumaczenie. Tzn. sam przekład nie jest zły, ale za dużo było w nich słów z języka potocznego, np. rozwalił. Absolutnie nie jestem profesorkiem Miodkiem i nie mam wygórowanych wymagań (i sama nie zawsze piszę poprawnie, ale się staram), ale trochę mnie to razi w książkach. 

Odniosłam też takie wrażenie, że czwarta część jest trochę rozwlekana. Nie mam nic przeciwko grubym książkom, ale wydaje mi się, że można by ją skrócić o jakieś 100 stron i nic by na tym nie straciła.
 
Może ocena wyda się komuś po tej recenzji niesprawiedliwa, ale dla mnie jest ona w pełni zasłużona. Czwarta część spodobała mi się, jednak nie powaliła mnie na kolana tak jak poprzedni tom, ale mimo wszystko ją lubię.


Ocena: -5/6


Wyniki z grudniowej ankiety


Wyniki z ostatniej ankiety są następujące: 

 

Książką, która otrzymała najwięcej głosów i co za tym idzie - została książką listopada - jest "Blondynka w dżungli" Beaty Pawlikowskiej

Odwiedzających zapraszam do wzięcia udziału w nowej ankiecie.