Juliusz Verne "20 000 mil podmorskiej żeglugi" (1870) - science fiction.
Wydawnictwo Zielona Sowa, 319 stron.
Do tej książki robiłam dwa podejścia. Pierwsze z nich miało miejsce, gdy miałam 10 lat i byłam oczarowana dziełem "W 80 dni dookoła świata" (dla niezorientowanych: "20 000 mil..." i "W 80 dni..." są napisane przez tego samego pisarza). Zawiedziona i znudzona odłożyłam na półkę książkę, która przez kilka lat obrastała kurzem. Później znowu się za nią zabrałam i znowu odłożyłam na regał. Ostatnio postanowiłam zacisnąć zęby i przeczytać ją do ostatniego słowa. Dałam radę, chociaż bywało różnie...
Głównym bohaterem jest Piotr Aronnax, profesor Paryskiego Muzeum Historii Naturalnej, który w trakcie rozpoczęcia fabuły znajduje się w Nowym Jorkiem i razem ze swym sługą, Conseilem, czeka na statek, który zawiezie ich do Francji. Tuż przed odpłynięciem Profesor otrzymuje list, w którym jeden z kapitanów proponuje mu podróż na otwarte morze w celu odszukania i zabicia niezidentyfikowanego potwora, który szaleje po morzach i zatapia statki. Aronnax przyjmuje zaproszenie i wkracza ze swym sługą w przygodę, która na zawsze odmieni ich życie...
W tym miejscu muszę oddać hołd panu Verne, którego wyobraźnia i umysł powala. Często bywałam zszokowana, że książka ta została napisana w 1870 roku! Niektóre opisy tak bardzo pokrywały się z teraźniejszością, że miałam ochotę określić tego pana mianem "proroka". Bywały jednak też bardzo podkoloryzowane sytuacje i dane, jednak nie możemy zapomnieć, w którym roku powstała ta powieść!
Teraz muszę przejść do tego, co mi się w tej książce nie podobało. Akurat mam tylko jeden zarzut, jednak jest on dość ważny. Otóż ta książka byłaby naprawdę dobra, gdyby nie nudne, długie i szczegółowe opisy fauny i flory, które de facto zajmują w tej książce 80% objętości. Czytanie bywało czasem dość irytujące, bo opisy te nie wnosiły nic do powieści. Płynie sobie rybka a tu sru! - dwie strony poświęcone opisowi tego zwierzęcia, nareszcie dialog na kilka wersów, w oddali pojawia się rafa koralowa - sru! - trzy strony opisujące rozmiary, wygląd i zawartość tej rafy... I tak w kółko. Bywały momenty, że czułam się jakbym czytała podręcznik z geografii i czasami brakowało mi cierpliwości.
Zdaję sobie sprawę, że pewnie 100 i więcej lat temu ta książka była czytana z zapartym tchem i wypiekami na policzkach. U mnie nie wywołała aż takich emocji, aczkolwiek nie była aż taka zła.
Ocena: -4/6
6 komentarzy:
Przyznaję, że książka stoi u mnie na półce od dłuższego czasu i również nie mam ochoty jej otwierać. Chyba nie przypadnie mi do gustu, choć kto wie?
Pozdrawiam:)
Czytałam dawno, dawno temu i z tego co pamiętam długie opisy przyrody męczyły i mnie.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się "W 80 dni dookoła świata" i "Tajemnicza wyspa" tego samego autora.
Tą ostatnią od jakiegoś czasu zamierzam sobie odświeżyć i sprawdzić czy zrobi na mnie takie samo wrażenie jak to 11 lat temu :)
A mnie jakoś nie wiem czemu te tytuły "W 80 dni..." i "20000 mil podmorskiej żeglugi" odpychają od siebie. Może kiedyś się za nie zabiorę ale pomimo dość dobrej twojej oceny nadal ogarnia mnie niechęć do nich...
Ja nie lubię tego typu książek, więc nie sięgnę po nią na pewno :).
Jakoś mi z tymi książkami nigdy nie było po drodze. Teraz również nie jestem gotowa na trzy stronicowe opisy przyrody :P
@ Katarzyna: Spróbuj, bo "W 80 dni..." jest naprawdę świetna. I nie ma w niej tak wielu opisów! ;)
Prześlij komentarz