Autor: Monika Szwaja
Tytuł oryginalny: Dom na klifie
Język oryginalny: polski
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: literatura współczesna polska
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2006
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Stron: 272
Ocena: 1/6
Z okładki:
"W typowych romansach zawsze jest tak: Ona spotyka Jego (lub On Ją), potem się zakochują, coś im przeszkadza, ale w końcu odbywa się wesele i „żyją długo i szczęśliwie”. W „Domu na klifie” zawarcie małżeństwa jest potrzebne ze względów praktycznych: młoda kobieta chce założyć rodzinny dom dziecka, a do tego musi mieć męża. Kandydatem staje się sympatyczny prawie-czterdziestolatek, z wykształcenia psycholog, który do tej pory nie uprawiał żadnego zawodu dłużej niż trzy lata. Poznajemy go jako dziennikarza szczecińskiej telewizji. Czy jest coś, co może połączyć tych dwoje? Czy małżeństwo zawarte w konkretnym celu, jak spółka handlowa, ma sens? Czy rodzinny dom dziecka Zosi i Adama w ogóle powstanie... i czy zdoła przetrwać?
Bohaterowie „Domu na klifie” są fikcyjni, wydarzenia również, jednak powieść jest do pewnego stopnia osadzona w realiach - znane są (niestety) takie państwowe domy dziecka, znane (na szczęście) rodzinne domy założone przez wspaniałych ludzi, istnieje też miejsce, w którym stoi powieściowy dom - na urwistym brzegu Zalewu, na wyspie Wolin.
Monika Szwaja mieszka w Szczecinie. Miłością jej życia jest telewizja, w której pracuje jako dziennikarka. Stan wojenny zapoczątkował jej ośmioletni „epizod” nauczycielski. W 1989 roku powróciła do pracy w telewizji. Trzy lata temu zaczęła nową przygodę życiową, której wynikiem są bestsellerowe powieści: „Jestem nudziarą”, „Romans na receptę”, „Zapiski stanu poważnego”, „Stateczna i postrzelona” oraz „Artystka wędrowna”.
[Prószyński i S-ka, 2006]"
"Dom na klifie" jest drugą książką Szwai (Szwaji?), którą miałam (wątpliwą) przyjemność czytać.
"Zapiski stanu poważnego" były moim zdaniem po prostu głupie. 30-letnia kobieta mieszkająca z rodzicami, nie wiedząca, kto jest ojcem jej dziecka, pijąca w ciąży. Głupia bohaterka. Głupie poczucie humoru. Nie, nie, nie.
Ale zachęcona przez znajome postanowiłam się przełamać i przeczytać jeszcze jedną książkę Szwai - "Dom na klifie". Sądziłam po prostu, że "Zapiski stanu poważnego" nie udały się Autorce, a reszta jej książek jest fajna. Bardzo się zawiodłam i rozczarowałam.
Moje odczucia są bardzo podobne do tych, które towarzyszyły mi po przeczytaniu "Zapisków stanu poważnego".
Główna bohaterka - poza "cholerycznym" językiem to tak naprawdę ciepła klucha. Od początku aż po ostatnie zdanie jej nie lubiłam.
Styl pisania Szwai bardzo mnie irytuje. Język, postacie, dialogi. Chaotyczny początek. Zauważyłam, że w jej książkach problemy same się rozwiązują. Brakuje pieniędzy? Akurat okazuje się, że krewna otrzymała w spadku kupę forsy - pożyczy! Dziecko w drodze, a męża brak? Akurat okazuje się, że bohaterka zakochuje się z wzajemnością, na dodatek przyszłemu małżonkowi nic nie przeszkadza, że jego dziewczyna ma dziecko. Biologiczna matka nie chce zrzec się praw do opieki nad swoimi dziećmi? Ni z gruchy ni z pietruchy zmienia zdanie, dzieci są wolne!
Książka jest bardzo przewidywalna i nudna. Poczucie humoru Szwai kompletnie do mnie nie trafia. Nie odczułam żadnego powiewu świeżości. Żadne "Wow!" nie wyszło z moich ust. Ciśnie mi się jedynie słowo "odmóżdżacz". Czuję się ogłupiona tą książką.
Czytając recenzje na Biblionetce łapię się za głowę.
"W typowych romansach zawsze jest tak: Ona spotyka Jego (lub On Ją), potem się zakochują, coś im przeszkadza, ale w końcu odbywa się wesele i „żyją długo i szczęśliwie”. W „Domu na klifie” zawarcie małżeństwa jest potrzebne ze względów praktycznych: młoda kobieta chce założyć rodzinny dom dziecka, a do tego musi mieć męża. Kandydatem staje się sympatyczny prawie-czterdziestolatek, z wykształcenia psycholog, który do tej pory nie uprawiał żadnego zawodu dłużej niż trzy lata. Poznajemy go jako dziennikarza szczecińskiej telewizji. Czy jest coś, co może połączyć tych dwoje? Czy małżeństwo zawarte w konkretnym celu, jak spółka handlowa, ma sens? Czy rodzinny dom dziecka Zosi i Adama w ogóle powstanie... i czy zdoła przetrwać?
Bohaterowie „Domu na klifie” są fikcyjni, wydarzenia również, jednak powieść jest do pewnego stopnia osadzona w realiach - znane są (niestety) takie państwowe domy dziecka, znane (na szczęście) rodzinne domy założone przez wspaniałych ludzi, istnieje też miejsce, w którym stoi powieściowy dom - na urwistym brzegu Zalewu, na wyspie Wolin.
Monika Szwaja mieszka w Szczecinie. Miłością jej życia jest telewizja, w której pracuje jako dziennikarka. Stan wojenny zapoczątkował jej ośmioletni „epizod” nauczycielski. W 1989 roku powróciła do pracy w telewizji. Trzy lata temu zaczęła nową przygodę życiową, której wynikiem są bestsellerowe powieści: „Jestem nudziarą”, „Romans na receptę”, „Zapiski stanu poważnego”, „Stateczna i postrzelona” oraz „Artystka wędrowna”.
[Prószyński i S-ka, 2006]"
"Dom na klifie" jest drugą książką Szwai (Szwaji?), którą miałam (wątpliwą) przyjemność czytać.
"Zapiski stanu poważnego" były moim zdaniem po prostu głupie. 30-letnia kobieta mieszkająca z rodzicami, nie wiedząca, kto jest ojcem jej dziecka, pijąca w ciąży. Głupia bohaterka. Głupie poczucie humoru. Nie, nie, nie.
Ale zachęcona przez znajome postanowiłam się przełamać i przeczytać jeszcze jedną książkę Szwai - "Dom na klifie". Sądziłam po prostu, że "Zapiski stanu poważnego" nie udały się Autorce, a reszta jej książek jest fajna. Bardzo się zawiodłam i rozczarowałam.
Moje odczucia są bardzo podobne do tych, które towarzyszyły mi po przeczytaniu "Zapisków stanu poważnego".
Główna bohaterka - poza "cholerycznym" językiem to tak naprawdę ciepła klucha. Od początku aż po ostatnie zdanie jej nie lubiłam.
Styl pisania Szwai bardzo mnie irytuje. Język, postacie, dialogi. Chaotyczny początek. Zauważyłam, że w jej książkach problemy same się rozwiązują. Brakuje pieniędzy? Akurat okazuje się, że krewna otrzymała w spadku kupę forsy - pożyczy! Dziecko w drodze, a męża brak? Akurat okazuje się, że bohaterka zakochuje się z wzajemnością, na dodatek przyszłemu małżonkowi nic nie przeszkadza, że jego dziewczyna ma dziecko. Biologiczna matka nie chce zrzec się praw do opieki nad swoimi dziećmi? Ni z gruchy ni z pietruchy zmienia zdanie, dzieci są wolne!
Książka jest bardzo przewidywalna i nudna. Poczucie humoru Szwai kompletnie do mnie nie trafia. Nie odczułam żadnego powiewu świeżości. Żadne "Wow!" nie wyszło z moich ust. Ciśnie mi się jedynie słowo "odmóżdżacz". Czuję się ogłupiona tą książką.
Czytając recenzje na Biblionetce łapię się za głowę.
Ciepłe, kluchowate romansidło z happy endem.
Nie polecam.
Ogółem: 1/6
Nie polecam.
Ogółem: 1/6
PS. Poza "Domem na klifie" wypożyczyłam "Powtórkę z morderstwa" tej samej autorki. Książka zapowiada się ciekawie - jest to kryminał z humorem. Jednak po lekturze tej książki baaardzo wątpię, czy sięgnę po jeszcze jakieś "dzieła" Szwai.
1 komentarz:
Na mnie czeka książka "Stateczna i postrzelona" tej autorki i przez tą recenzję aż nie wiem czy brać się za czytanie ;)
Prześlij komentarz